W dniu 6 września 2018 r. w Muzeum Stutthof miało miejsce niezwykłe spotkanie. Muzeum odwiedziła wraz z rodziną Urszula Wrzeszczyńska, córka Leokadii Szepler, byłej więźniarki obozu Stutthof.
W czasie krótkiego spotkania, pani Urszula opowiedziała o wojennych losach swojej mamy, a także historię uczucia, które zakwitło i połączyło dwoje ludzi zamkniętych za drutami obozu. Przechowywane przez lata cenne rodzinne pamiątki pani Urszula zdecydowała się przekazać do zbiorów Muzeum Stutthof. W muzealnym archiwum zachowały się akta osobowe Leokadii Szepler, przekazane materiały są więc bezcennym uzupełnieniem kolekcji.
Leokadia Szepler z domu Piszczuk, urodziła się 5 stycznia 1922 r. w Chojnicach, aresztowana w dniu 15 stycznia 1942 r., w KL Stutthof osadzona została 31 stycznia 1942 r. przez jednostkę Stapo Danzig. Wpisanym w akta powodem osadzenia było „wysyłanie listów wrogich III Rzeszy”. Wg relacji rodziny, przebywając na robotach przymusowych w gospodarstwie rolnym na Żuławach, dała się napić mleka prowadzonym obok w kolumnie więźniom obozu Stutthof. W wyniku zadenuncjowania na Gestapo, wywieziona została do Stutthofu. W obozie oznaczona została numerem obozowym 12 685 jako więzień kategorii politycznej.
W czasie swego pobytu w obozie, Leokadia Piszczuk poznała innego więźnia Mieczysława Szymańskiego, z którym połączyło ją uczucie. Mieczysław Szymański, ur. 25 stycznia 1920 r. w Gdańsku, aresztowany został już 2 września 1939 r. w ramach akcji „Säuberungsaktion”. Początkowo przetrzymywany w gdańskim więzieniu, do obozu Stutthof przywieziony został w dniu 14 stycznia 1940 r. przez jednostkę Stapo Danizg. W obozie oznaczony numerem 5 205, przebywał razem z ojcem, Ignacym Szymańskim.
Mieczysław Szymański, z zawodu ślusarz, w czasie pobytu w obozie pracował w warsztatach ślusarskich. To właśnie tam potajemnie wykonał sygnet ze swoimi inicjałami MS. Dodatkowo na sygnecie wygrawerował numery obozowe, swój oraz numer należący do Leokadii Piszczuk.
Nie są znane dalsze losy Mieczysława Szymańskiego. Wg relacji byłego więźnia Teodora Kluki, Mieczysław Szymański wraz z ojcem wzięli udział w ewakuacji pieszej obozu Stutthof przeprowadzonej w styczniu 1945 r. Przebywając w obozie ewakuacyjnym w okolicy Lęborka, w pierwszych dniach marca 1945 r., słysząc radzieckie działa, pilnujący więźniów SS-mani przebrani w cywilne ubrania uciekli. Zdezorientowani więźniowie, nie wiedząc co robić, udali się w stronę Wejherowa, do miejscowości Gniewino. W grupie tej oprócz Teodora Kluki byli również Szymańscy. Schronienia udzielił im jeden z niemieckich rolników, u którego zostali na noc. Wtedy też Teodor Kluka po raz ostatni widział Mieczysława i Ignacego Szymańskich: „Rano mówię do Szymańskiego: - Idziemy? - Nie, ja zostaję, bo chcę iść do Gdańska, a Gdańsk nie jest jeszcze wolny. Będzie wolny jutro, pojutrze. Kilku Gdańszczan zostało.” Dalsze losy Mieczysława Szymańskiego nie są znane. Nie wiadomo, czy udało mu się przeżyć ostatnie tygodnie wojny, czy udało mu się wrócić do Gdańska. Wg relacji rodziny Leokadii Szepler, nigdy się już nie spotkali.
Wśród pamiątek przekazanych przez Urszulę Wrzeszczyńską znajdują się również liczne odznaczenia Leokadii Szepler, m. in. medal stowarzyszenia Maximilian – Kolbe – Werk oraz Krzyż Oświęcimski. Ciekawym eksponatem jest na pewno kartka imieninowa, wykonana w 1944 r. w Stutthofie dla Leokadii Piszczuk przez współwięźniów, Edwarda Rybackiego i nieznanego więźnia imieniem Stach.
Dyrekcja Muzeum Stutthof w Sztutowie składa serdeczne podziękowanie za pamięć i zaufanie, jakim darczyńcy obdarzyli Muzeum Stutthof, przekazując cenne rodzinne pamiątki do Działu Zbiorów.