W obozach koncentracyjnych najczęściej rozgrywano zawody piłki nożnej, zdarzały się też walki bokserskie. O rozgrywaniu zawodów bokserskich wśród więźniów KL Stutthof wspomina Balis Sruoga: Jesienią 1943 roku [Selonke] wpadł na pomysł zorganizowania rozgrywek bokserskich między więźniami. Ochotnicy się znaleźli. Siedziało zresztą kilku dawnych bokserów – amatorów i zawodowców. W Walkach brał udział również sam Selonke, chociaż nie miał zielonego pojęcia o technicznej stronie boksu. Liczył jedynie na swoją niezwykłą się fizyczną i funkcyjny tytuł. A jednak przeliczył się. Znaleźli się tacy, którzy stosunkowo szybko zmienili jego oblicze do niepoznania. Starszy obozu poczuł się straszliwie oburzony – jak mogli obejść się w ten sposób z fizjonomią wysoko postawionej persony. Po rozgrywkach Selonke chwycił pałę i, znalazłszy jakiś błahy powód zaczął bezlitośnie okładać nią zuchwalca – zwycięzcę. Tak, niechaj wypali sobie na czole znak, który będzie mu przypominał po wsze czasy, że do przełożonych należy odnosić się z szacunkiem. Na ringu też.
Wśród więźniów KL Stutthof od samego początku jego istnienia znajdowali się członkowie – działacze i sportowcy gdańskiego klubu sportowego „Gedania”.
Klub Sportowy „Gedania”, dysponujący sekcją piłkarską powstał w 1922 r. w miejsce zlikwidowanej w gdańskim „Sokole” sekcji piłki nożnej. Od 1931 r. w „Gedanii” powstały również sekcje - lekkoatletyczna, kolarska, motorowa, hokejowa i bokserska. W barwach tego klubu grało wielu byłych członków TG „Sokół”, między innymi Edward Bellon, Franciszek Damaszke, Jan Formella, Jan Kuntz, Alojzy Murawski, Jan Bianga.
W 1933 r. zawodnicy piłki nożnej „Gedanii” zostali mistrzami Wolnego Miasta Gdańska. Sukcesy odnosiły również inne sekcje sportowe tego klubu, a sama „Gedania” była jakby przedstawicielem Polski w Wolnym Mieście Gdańsku i w Prusach Wschodnich.
Jak znienawidzonym przez Niemców klubem była „Gedania” świadczą losy działaczy i sportowców. Po zajęciu przez Niemców Gdańska rozstrzelani zostali prezes Gedanii Henryk Kopecki oraz wiceprezesi Konrad Zdrojewski i Władysław Dębowski. Większość zawodników klubu trafiła początkowo do obozu Stutthof, skąd odesłano ich do KL Sachsenhausen. Jednym z aresztowanych członków „Gedanii” był więzień KL Stutthof o numerze 636, Alfons Szramke: Ja zostałem aresztowany drugiego dnia wojny o godzinie 9-tej rano razem z trzema kolegami, którzy byli kolejarzami, […] … zrobili rewizję, szukali sztandaru wioślarskiego, bo kolega miał nasz sztandar wioślarski, ale nie mogli go znaleźć, więc zaraz nas wszystkich razem zabrali do samochodu i zawieźli do Viktoria Schule.[…] No a czwartego, albo piątego września przyszły autobusy i zabrali nas na transport do Stutthofu. Jak przyjechaliśmy tam to było tylko ogrodzenie i wewnątrz w lesie stały namioty. Jak nasz transport przywieźli to były chyba trzy albo cztery samochody, a w każdym samochodzie mogło być ze 60 osób - napakowali nas jak śledzi.[...] Pytali mnie gdzie należałem, to powiedziałem, że do klubów wioślarskich, do Gedanii, do chórów śpiewaczych. Od razu wtedy dostałem numer 636.
Sportowcy „Gedanii” byli osadzani w KL Stutthof także w późniejszym czasie, aresztowani za działalność w organizacjach ruchu oporu czy za odmowę podpisania niemieckiej listy narodowościowej. Jednym z nich był Jan Meller.
Przed wojną zawodowo Jan Meller pracował jako mechanik pokładowy na statku "SS Polonia", na którym odbywał kursy do Nowego Jorku. Później zatrudnił się w Stoczni Gdańskiej, gdzie pracował przy budowie silników. Jan Meller jako sportowiec „Gedanii” początkowo grał w sekcji piłkarskiej, ale największą karierę zrobił jako bokser, walcząc od 1932 r. w wadze średniej, uczestnicząc w zawodach na terenie Wolnego Miasta Gdańska, Polski, ale także poza granicami kraju. Był też czynnym działaczem Stowarzyszenia na Rzecz Wolnego Miasta Gdańska.
Gestapo aresztowało Jana Mellera w Wigilię 1942 r., gdy przyniósł do domu choinkę dla dzieci. Ukrywał się od jakiegoś czasu przed Niemcami, ponieważ nie chciał przyjąć obywatelstwa niemieckiego, a wydał go (z zazdrości) jeden z "przyjaciół". Z dokumentów wynika, do obozu trafił 22 stycznia 1943 r., miesiąc po aresztowaniu. Do tego samego obozu trafił również brat Jana Mellera, który obóz przeżył. Jan Meller doradził bratu przyjęcie obywatelstwa niemieckiego ze względu na żonę i trójkę dzieci, sam jednak tego obywatelstwa nie przyjął, nawet pod groźbą kary śmierci. Był codziennie przesłuchiwany, bity i szykanowany, a za jego postawę, mimo posiadanego niemieckiego nazwiska- Meller po ojcu i Klein po matce, urządzono mu w obozie tzw. "ścieżkę śmierci". Musiał iść, a strażnicy po kolei bili go, aż zmarł. Niedługo po aresztowaniu Jana Mellera okazało się, że jego żona, Rozalia, z którą miał już jedną córkę i urodzonego na początku 1939 r. syna Klaudiusza, była w tym czasie w bliźniaczej ciąży. W marcu 1943 r., na świat przyszły dwie dziewczynki, które nigdy nie poznały swojego ojca.
O prawdziwych przyczynach zgonu rodzina dowiedziała się zupełnie przypadkowo. Jego prawnuczka napisała, że: Kilka lat po wojnie, do mojej prababci przyszedł zdun, aby postawić piec. Był to mężczyzna, który przeżył obóz. Ten zdun […] opowiadał, w trakcie stawiania pieca, że miał wspaniałego kolegę Janka, który był bokserem i postawił się Niemcom, za co został zamordowany. Zanim go zatłukli poprosił go, aby opowiedział jego rodzinie, w jaki sposób zginął. Prababcia zemdlała po usłyszeniu tych słów. Zdun zapytał, co się stało i wówczas usłyszał od jej siostry, że to jest właśnie żona zamordowanego Janka. Zdarzenie to miało miejsce przypadkowo, ponieważ zdun nie znał adresu zamieszkania rodziny mojego dziadka.
Żona Jana Mellera otrzymała informację z obozu, że więzień zmarł na zawał serca 3.07.1943 r. Jako przyczynę aresztowania podano „złośliwie szkodzący obcym”.
Dzięki uprzejmości prawnuczki Jana Mellera, archiwum Muzeum Stutthof pozyskało kopie jego zdjęć rodzinnych oraz krótką historię upamiętniającą jego życie.
(dd)