Roch Kleszcz

Roch Kleszcz

W odróżnieniu od bogatej kolekcji zbioru archiwaliów oraz muzealiów pochodzących z lat 1939 - 1945, zbiór ikonograficzny Muzeum Stutthof jest znikomy. W aktach personalnych więźniów zachowało się zaledwie 407 oryginalnych zdjęć, w tym tylko 27 wykonanych w KL Stutthof. Pozostałe to głównie zdjęcia policyjne, dołączone do dokumentacji przesłanych do obozu więźniów. Dlatego ważnym uzupełnieniem zbioru ikonograficznego są oryginały lub kopie fotografii byłych więźniów, niektóre wykonane przed wojną inne już po wyjściu z obozu, przekazywane Muzeum Stutthof przez ich rodziny. Wszystkie są niezwykle cenne, gdyż dopiero zestawienie dokumentów z fotografiami daje pełen obraz danej osoby. Fotografie przybliżają nam osadzonych w obozie więźniów, ukazują ludzi, którym wojna i obóz przerwały normalne życie, a często są to jedyne pamiątki, które po nich pozostały.

W październiku 1939 r., po wojnie niemiecko-polskiej, do obozu Neufahrwasser (Nowy Port), byli przekazywani polscy jeńcy wojenni. Początkowo byli oni przetrzymywani w obozie przejściowym zorganizowanym przez Wehrmacht w Gdyni-Grabówku. Następnie część z nich kierowano do obozów jenieckich, a część do obozu w Nowym Porcie. Tutaj od 4 do 7 października 1939 r. między innymi trafili obrońcy Helu, po kapitulacji podpisanej 2 października 1939 r.

Jednym z osadzonych w obozach Nowym Porcie i w Stutthof był Roch Kleszcz, którego zdjęcie do zbiorów ikonograficznych Muzeum Stutthof przekazała rodzina. Roch Kleszcz urodził się 8 sierpnia 1910 r. w Mierzycach pow. Wieluń. Przed wojną mieszkał w Juracie na Helu. W obozie Stutthof otrzymał nr 7109:

Mieszkałem na Helu i tam pracowałem w Kierownictwie Robót nr 8. Wstąpiłem do Związku Zachodniego, byłem w baterii przeciwlotniczej Laskowskiego. Była tam specjalna grupa remontowo-naprawcza, naprawiano tam działa, statki w czasie frontu. Do Juraty, gdzie mieszkałem, wkroczyli Niemcy, początkowo nam nic nie robili, przez dwa dni był spokój. Trzeciego dnia przyjechało SS, kazali wszystkim zgłosić się w celu otrzymania pracy, gdy zgłosiliśmy się, mieli już listę nazwisk. Osoby, które należały do Związku Zachodniego były w oddzielnej grupie, resztę zgromadzono w innej. Ja oczywiście byłem w grupie tych, którzy należeli do Związku Zachodniego, otrzymałem książeczkę, w której wydrukowane było moje nazwisko. Z Juraty zostałem przewieziony do Viktoria Schule. Było to na początku października, prawdopodobnie 6 października 1939 r. Spaliśmy tam w piwnicy, była nawet umywalnia. Na drugi dzień wzięto nas na Westerplatte w grupie ok. 50 osób ze Związku Zachodniego. Następnie umiejscowiono całą grupę w koszarach w Nowym Porcie, tu nas maltretowano.
 Dziedziniec Wiktoria Schule, gdzie przetrzymywani byli Polacy aresztowani we wrześniu w 1939 r.

Były to koszary z czerwonej cegły, stał także kościółek, za którym mieszkaliśmy, za nami rozciągał się mur, rosły kasztany i były tory kolejki. Zostałem przeznaczony na Westerplatte do pracy, było tu bardzo ciężko. Nie mieliśmy gdzie spać, stłoczeni spaliśmy na stojąco w korytarzu. Żywność podawano nam w wannach od prania - makaron z wodą; nie było w co wziąć, każdy nabierał w to, co miał pod ręką, np. w puszkę po konserwie. W naszej grupie najwięcej było Gdańszczan, byli także księża z Gdańska i Gdyni i Żydzi. Powrócę jeszcze do marszu jak nas prowadzono z Nowego Portu na Westerplatte. W Nowym Porcie byłem 4-5 dni.
Do marszu ustawiono nas następująco, najpierw szli Żydzi, później księża i nasza grupa na końcu. Byliśmy ubrani różnie, jeden w koszuli drugi w smokingu itd., w zależności w jakim momencie aresztowano.
Kiedy nas prowadzono, stare Niemki wychodziły z parasolkami i kijami, grożąc wykrzykiwały na nas. Doszliśmy do promu, najpierw przewieziono Żydów potem nas.W czasie przewozu Niemcy wypytywali Żydów o nazwisko, kraj i pytali m. innymi czy umieją pływać i zrzucali z promu do wody; bardzo często tonęli.
Wrzucano także księży do wody. Na brzegu stali ludzie i przyglądali się, byli obdarci, bez koszul.
[…] Było to po ataku na Westerplatte. Ja najpierw zbierałem trupy, później brałem udział w rozbieraniu koszar. Dostaliśmy tu lepiej jeść, w kankach przynoszono mleko, inni robili to samo, rozbierali koszary, znosili broń, porządkowali teren.[…]
Wrzesień 1939 r. Teren budowy obozu Stutthof z widocznymi w tle namiotami, w których spali pierwsi więźniowie obozu
Pierwszego listopada 1939 r. zebrano nas wszystkich i zawieziono do Stutthofu. Byli rzemieślnicy, księża i Żydzi. Gdy samochód zajechał na plac, nie było jeszcze znaku Stutthofu, był tam dom starców.[…] Nie wiedzieliśmy, jaki był cel przyjazdu do Stutthofu. Ustawiliśmy się na placu, zauważyłem, że nie było żadnych baraków; gotowano na powietrzu, były namioty.

Niestety, nie zachowały się dokumenty obozowe Rocha Kleszcza. Z 1970 r. pochodzi jego relacja o aresztowaniu i osadzeniu w obozie Stutthof, która znajduje się w Archiwum Muzeum Stutthof.
(dd, wl)

Fragment wpisów do księgi ewidencyjnej z października 1939 r. z nazwiskami więźniów pochodzących z Helu i osadzonych w obozie Stutthof Wrzesień 1939 r. Teren budowy obozu Stutthof z widocznymi w tle namiotami, w których spali pierwsi więźniowie obozu