Więźniowie rosyjscy w KL Stutthof

Wieczko papierośnicy wykonanej przez rosyjskiego więźnia w 1943 r.

W dniu wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej, 22 czerwca 1941 r. aresztowani zostali sowieccy marynarze ze stacjonujących w Gdańsku i Gdyni statków, a 38-osobowa załoga statku „Magnitogorsk” została skierowana do obozu Stutthof wraz z kapitanem Dalkiem, który opisał pobyt załogi statku w obozie Stutthof:
22 czerwca 1941 r. o godz. 3 w nocy załoga statku „Magnitogorsk” została aresztowana przez gestapowców i w przeciągu 15 minut siłą wypędzona ze statku. O świcie wszystkich 33 ludzi załadowano na samochody i pod silną eskortą żołnierzy SS z automatami i ręcznymi granatami, wywieziono do obozu koncentracyjnego Stutthof. […] Przybyłych marynarzy z „Magnitogorska” natychmiast przebrano w brudną aresztancką odzież, uprzednio zabrawszy wszystkie osobiste rzeczy i ubrania. Internowani marynarze, wbrew międzynarodowemu prawu, znaleźli się w warunkach więźniów obozu koncentracyjnego i poddani zostali wszystkim okropnościom hitlerowskiego obozu koncentracyjnego. Żywili bardzo kiepsko - z rana szałwia i kawałek chleba buraczanego, na obiad miska rzadkiej zupy z brukwi i to samo na kolację, oto i wszystko. Był surowy zakaz palenia tytoniu, za naruszenie go - bicie przed szeregiem. Dla kary chłosty była specjalna drewniana „kobyła” [nazywana tez „kozłem”], na której odbywały się egzekucje. Polacy i Żydzi, którzy wcześniej zostali przywiezieni do obozu niż marynarze, byli na tyle słabi, że często podczas apelu padali w szeregu. To powodowało jeszcze większe bicie batem, tak, że niekiedy dwoje ludzi podtrzymywało słabego, ażeby nie upadł i nie był poddany biciu. Marynarze dopiero co przybywszy ze statku trzymali się jeszcze i ważne to, że załoga statku nie rozpadła się, a pozostała jednolitym kolektywem, jaki był na statku, na czele z kapitanem. Początkowo marynarzy zapędzili do roboty w lesie, karczować pnie. To była bardzo ciężka praca, ale marynarze byli zadowoleni, chociażby dlatego, że na kilka godzin zostali wyrwani z okropnego obozu, do lasu. Ale wkrótce marynarzy przenieśli do budowy szosy koło obozu. I oto tutaj miał miejsce incydent, z powodu którego cała drużyna marynarzy została poddana jeszcze większym represjom. W obozie istniała tzw. wagen-kolonna, t.j. do dużego wozu zaprzęgali ludzi, głównie Żydów i Polaków-księży, załadowywali wóz kamieniami zupełnie pełny, na górze siadali strażnicy esesmani i ludzie ciągnęli to wszystko na budowę drogi. Starszym, w sensie kierownictwa tej grupy. tzw. kapo, wyznaczony był Niemiec-kryminalista. Ciągnąć wóz musieli po piasku. Ludzie nadrywali się, padali, a nadzorca, Niemiec-kryminalista, pragnąc wysłużyć się przed esesowcami, bił upadających pałką, kiedy kolumna wyrównała się z sowieckimi marynarzami, jeden staruszek, zaprzęgnięty do wozu, upadł, kryminalista zaczął go bić pałką. Rozlegały się tylko jęki. Staruszek próbował podnieść się, ale upadał znowu. Wszyscy marynarze oburzyli się, bił to nie esesowiec, a taki sam więzień, tylko, że Niemiec-kryminalista. Radiotelegrafista Stasow, znając trochę język niemiecki, nie wytrzymał. Podskoczył do Niemca, wyrwał mu pałkę i chwytając go za kołnierz, uprzedził, że jeżeli on będzie bił dalej starców, to na pewno na zdrowie mu nie wyjdzie, Niemiec kapo od razu pobiegł do obozowego kierownictwa i poskarżył się, że Rosjanie mieszają się do jego „wychowawczej” pracy i widocznie opowiedział o wydarzeniu. Rezultat był taki, że całą drużynę sowieckich marynarzy natychmiast zdjęto z pracy, wezwali do obozu, zdjęli aresztanckie odzienie i w zamian za nie wydali umundurowanie byłych polskich żołnierzy, mówię byłych, ponieważ całe umundurowanie widocznie było z zabitych i zmarłych polskich żołnierzy i oficerów, porwane, z otworami po kulach, wymazane we krwi. Otrzymałem płaszcz po jakimś oficerze, uszyty w dobrym warsztacie, w Warszawie,z „Nowego Świata”, ale cały porwany, z dwoma dziurami po kulach i cały we krwi. W takim okropnym odzieniu, w czapkach aresztanckich na głowach, w drewniakach na bosych nogach, sowieccy marynarze z „Miagnitogorska” byli przewiezieni do filii obozu koncentracyjnego Stutthof - do kamieniołomów w Grenzdorf. Filia ta służyła do umieszczania w niej karanych w obozie, niewielki obóz, tylko 2 duże baraki, w których nie było nawet prycz, a po prostu była narzucana na pół zgniła słoma, w której gnieździły się miliony wszelkiego rodzaju robactwa. Spać nie można było, ponieważ robactwo rzucało się z taką wściekłością, że ludzie wstawali pogryzieni do krwi. Po męczącej robocie w kamieniołomie, wieczorem, o godz. 21 zamykano ludzi w te okropne baraki i nie wypuszczano z nich do rana, do wyjścia do pracy, ubikacji w barakach nie było i nawet za fizjologicznymi potrzebami nie wypuszczali ludzi z baraków. Brud, robactwo, smród z ekskrementów i głód, stały głód. Stosunek strażników obozu do marynarzy był bestialski, bat nie wychodził z rąk Sturmführerów. Ale oprócz bicia, strażnicy próbowali i moralnie zdusić marynarzy, pewnego razu zmusili marynarzy do przenoszenia dużej góry piachu rękami, każdy musiał podejść do góry piachu i wziąwszy w garść piasek, przenieść go o l0 - 15 m. Ale ani wycieńczająca fizyczna praca w kamieniołomie, ani moralne znęcanie się esesowców, ani głód, nie załamały ducha marynarzy, kolektyw z „Magnitogorska” jaki był na statku, tak i pozostał jedną załogą radzieckiego statku, w ciężkich pracach, kiedy trzeba było przenosić ciężkie kamienie i ogólnie we wszystkich wypadkach , kiedy słabsi nadrywali się, nasi, silniejsi marynarze, palacze Pietrow Wł., Poboin, drugi mechanik Bragin, marynarz Tarasów Was. Przychodzili z pomocą i dość często wykonywali zadanie osłabionego towarzysza. W takich okropnych warunkach załoga „Magnitogorska” przebywała do 1 listopada 1941 r. i potem została przewieziona do twierdzy-więzienia Würzburg w Bawarii, gdzie znajdowały się załogi z innych radzieckich statków. Przybycie naszej załogi do Würzburga zbiegło się z dniem 7 listopada i to rzeczywiście było podwójne święto dla załogi „Magnitogorska”. Wycieńczeni, oberwani, zawszeni, wszyscy w strupach, członkowie załogi „Magnitogorska” spotkali swoich towarzyszy z innych statków, ciepły, przyjacielski stosunek, który jeszcze bardziej podniósł na duchu magnitogorców. W ten sposób wlaliśmy się w ogólny kolektyw marynarzy, i było nas już około 200 ludzi.

Menażka należąca do rosyjskiego jeńca wojennego
Marynarze z „Magnitogorska” nie byli pierwszymi więźniami rosyjskimi osadzonymi w KL Stutthof. Więźniowie rosyjscy odnotowani są w dokumentacji obozowej już w 1939 r. Jednym z nich był kucharz ze statku pływającego pod banderą Estonii, Fedor Karatschow (Karaczow), o numerze 6582.Zwiększony napływ więźniów rosyjskich do KL Stutthof rozpoczął się w 1942 r. Głównym argumentem przy podejmowaniu decyzji o zmianie od stycznia 1942 r. statusu obozu Stutthof była jego rozbudowa w celu przyjęcia około 20 000 sowieckich jeńców wojennych.
Oddzielną grupę stanowili rosyjscy robotnicy przymusowi osadzani w obozie jako więźniowie „wychowawczy” [Erziehung].
Wśród nielicznych pamiątek po więźniach rosyjskich są, znalezione podczas remontów na terenie Muzeum Stutthof, menażki czy fragmenty papierośnic, z rosyjskimi napisami.
(dd,wl)
(Fragment relacji kapitana Dalka ze zbiorów Archiwum Muzeum Stutthof)
Karta personalna Fedora Karaczowa – jednego więźnia pochodzenia rosyjskiego osadzonego w obozie Stutthof w 1939 r. Karta personalna Vitaija Bragina – marynarza ze statku „Magnitogorsk” Karta personalna kapitana statku „Aleksander Sibiriakow”, Anatolija Kaczarawy, osadzonego w KL Stutthof 29.10.1943 r.
Napis wydrapany przez rosyjskiego więźnia  na framudze okna w baraku, w oddzielnej celi, w której odbywał karę bunkra