Wyzwalanie więźniów KL Stutthof

Wyzwalanie więźniów KL Stutthof
W marcu 1945 r. poszczególne kolumny ewakuacyjne więźniów KL Stutthof, które wyszły z obozu na trasę „Marszu Śmierci” 25 stycznia 1945 r., były przejmowane przez wojska sowieckie. W jednej z kolumn , która doszła do Wejherowa, znajdował się Henryk Tempczyk, osadzony w KL Stutthof 24 maja 1944 r. z więzienia na Pawiaku. W trakcie pobytu w obozie ewakuacyjnym w Gęsi, od 4 do 9 marca 1945 r., sporządził kalendarzyk, który po wojnie przekazał do zbiorów Muzeum Stutthof. O swoich przeżyciach w ostatnich dniach w niewoli niemieckiej pisze w swoich wspomnieniach z pobytu w obozie:

Marzec 9, środa


Z każdym dniem wzrastały nadzieje na bliski koniec wojny. Docierały do nas wiadomości i z każdym dniem wyraźniejsze odgłosy wojny świadczyły, że front się zbliża. Równocześnie, wzrastało podniecenie wśród głodnych więźniów. [...] Cały czas trzymaliśmy się w trójkę, dzieląc się posiadanymi zapasami żywności. Oprócz obowiązkowego rozdziału połowy otrzymanego chleba i dzielenia się solą, przygarnęliśmy do siebie czwartego dzieląc się z nim chlebem. Był to Adam Lewandowski ze Swarzewa, który w zamian zrobił dla mnie i dla kolegi Bartosiaka ołówkowe portreciki, na pamiątkę z dni głodu.
W środę od samego rana słyszeliśmy już bliski huk dział i obserwowaliśmy dobrze już widoczne pożary. Polami wycofywali się Niemcy – piechurzy. Znaleźliśmy się na linii frontu, ale SS-mani nie opuścili nas. Przed południem odszukał mnie Bernard Pęk i wręczył mi paczkę z chlebem oświadczając, że przywiozła go dla mnie jego żona w obawie, że ani ona, ani moja opiekunka w czwartek nie będą już mogły przyjechać.
Zbliżyła się dla nas decydująca chwila, co będzie z nami? [...]
Po południu zarządzony został apel więźniów. Ustawiając kolumnę marszową, nasz Napoleon zezwolił pozostać w obozie chorym i słabym. Nie byłem pewny jaki los spotka tych ludzi i nie skorzystałem z nadarzającej się okazji. Wieczorem doszliśmy do Godentowa. Całą noc spędziliśmy na podwórzu folwarcznym, siedząc na błocie.
Do 9-go marca zdobyte zostały: 4-go Koszalin, Czaplinek, Złocieniec, 5-go Nowogard, 6-go Starogard, Grudziądz, Białogard i Trzebiatów.


Marzec 10, czwartek.


W ciągu nocy kilkukrotnie zmieniali się strzegący nas SS-mani, nie pozwalając nam powstać z pozycji siedzącej. O świcie został zarządzony apel. Powstawaliśmy zmarznięci ze zdrętwiałymi nogami. Po ustawieniu kolumny marszowej, wyprowadzeni zostaliśmy na drogę zapchaną furmankami z uciekinierami. Powstało zamieszanie, z którego postanowiło skorzystać trzech więźniów. Zaczęli uciekać przez pole w kierunku dalekich zarośli. SS-mani rozpoczęli pościg, a raczej polowanie na uciekających. Uciekający więźniowie i ścigający ich SS-mani, strzelający z automatów, długo biegali bez wyników. Wreszcie jeden z uciekających upadł postrzelony. Zdecydowało to o zatrzymaniu pozostałych. Po dobiciu postrzelonego, SS-mani zmusili do powrotu zbiegów- biegiem. Na skarpie nasypu drogowego, jeden z biegnących więźniów wywrócił się i został zastrzelony, a drugi zdążył wskoczyć do środka kolumny, kryjąc się za mną i za kolegą Bartosiakiem. Rozwścieczeni SS-mani poszukiwali go między nami żądając wskazania zbiega. Poszukiwania nie dały rezultatów – nikt nie ośmielił się na wskazanie poszukiwanego.
Rozpoczęliśmy swój kolejny dzień marszu w nieznane. [...] Stale popędzani doszliśmy do Rybna, gdzie zarządzony został krótki postój. Dostaliśmy od mieszkańców po łopatce ziemniaków z plewami, które szykowali jako karmę dla świń. Z Rybna skierowani zostaliśmy na Zamostne, skąd na Piaśnicę. Cały czas szliśmy twardą drogą wśród lasów. Widzieliśmy uciekających w popłochy Niemców cywilnych z tobołkami i walizkami. Mijaliśmy po drodze opuszczone bunkry betonowe, które miały stanowić przeszkodę w posuwaniu się wojsk radzieckich i polskich. Przed wieczorem wzmógł się mróz. Oblodzona droga utrudniała marsz kolumny wynędzniałych i bezsilnych więźniów. Rozum dyktował utrzymanie się w kolumnie, w obawie o utratę życia być może na krótko przed odzyskaniem wolności. Po wyjściu z lasu, już późnym wieczorem, napotkaliśmy nową przeszkodę – był nią silny wiatr, zwalający z nóg osłabionych na oblodzonej drodze.
Wreszcie zatrzymani zostaliśmy na szosie przed nieznanym nam miastem, wzdłuż jakichś opustoszałych baraków. Spodziewaliśmy się, że będziemy tam wprowadzeni na nocleg. Postój wydłużał się w nieskończoność. Wiatr wywracał osłabionych, inni kładli się na lodzie, chroniąc się przed zimnem. Po dłuższym czasie zarządzony został dalszy marsz. Nie mogłem powstać, obsuwały mi się obolałem i zmarznięte nogi. Byłem już zdecydowany pozostać na drodze, licząc się ze śmiercią. Pomogli mi koledzy, podnosząc z drogi i ciągnąc za sobą. Przed nami zarysowały się kontury zabudować miejskich, widać było wierzę kościelną. [...] Późnym wieczorem wprowadzeni zostaliśmy do więzienia, gdzie spędziliśmy noc na korytarzach. Byliśmy w Wejherowie.

Marzec 11, piątek.

Noc spędziłem względnie wygodnie siedząc na skrzynce z piaskiem na korytarzu. Z samego rana rozpoczął się ruch, zaczęto wypędzać nas na podwórzec więzienny, na którym stało wiele wozów konnych z ruchomościami więziennymi. Wygłodzeni więźniowie, w pierwszym odruchu rzucili się do wozów poszukując żywności. W ogólnym rozgardiaszu nie zauważyliśmy kiedy opuścili nas SS-mani ze swymi psami oraz strażnicy więzienni. Zaczął się rabunek. Porozbijane zostały drzwi i okna w magazynach więziennych. Przez okna wyrzucany był chleb. Znalazły się konwie z mlekiem.
Po pewnym czasie znalazł się między nami nasz Napoleon, ubrany już po cywilnemu. Ostrzegał nas przed wychodzeniem na ulicę, gdzie będziemy ostrzelani. Na podwórcu więziennym zapłonęły ogniska. Rozpoczęło się gotowanie posiłków, pomimo silnego ostrzeliwania artyleryjskiego i pękających w niedalekich odległościach pocisków.
Cały dzień gospodarowaliśmy w więzieniu sami, zdawało się, że już wolni, a jednak jeszcze zamknięci. Po rozbiciu drzwi do cel, wypuszczeni zostali na podwórzec zamknięci dotychczas miejscowi więźniowie.
Na noc urządziliśmy sobie legowiska w biurowych lokalach więzienia i w magazynach. Nasza trójka opanowała pokój biurowy na pierwszym piętrze, do którego koledzy naznosili stróżyn drzewnych, prześcieradła, koce i bieliznę osobistą. Szykując się do spania w tak luksusowych warunkach, zabarykadowaliśmy drzwi obawiając się skrytobójczego wymordowania nas we śnie. Przez okna obserwowaliśmy łuny pożarów.

Marzec 12, sobota.

W nocy do więzienia wpadli Własowcy. Krzykiem, strzałami i biciem wypędzali wszystkich więźniów na podwórzec więzienny. Oddalała się wizja wolności. Przy ponurym świetle pożarów, rozpoczęło się dzielenie więźniów na dwie grupy. Wezwani Niemcy i Volksdeutsche zostali wyprowadzeni przez bramę więzienną. Pozostałym więźniom kazano wchodzić do piwnicy. Jedno wejście po schodach do piwnicy odstraszało. Zaczęły krążyć pogłoski, że budynek zostanie zapewne wysadzony w powietrze, wraz z zamkniętymi w piwnicach więźniami. Wielu ociągało się przed wejściem do ciemnej piwnicy. Niektórzy szukali kryjówek w wozach i między sągami drzewa na podwórzu więziennym.
Nasza trójka weszła do piwnicy, nie chcąc działać na własną rękę w tak ciężkiej i być może decydującej chwili. Nie chcieliśmy mieć sobie nic do zarzucenia w ostatniej chwili życia. Lepiej było oczekiwać na swój los.
Siedzieliśmy pod ścianą, patrząc w okienka i czekając na dalszy bieg wypadków. Po pewnym czasie usłyszeliśmy serie wystrzałów z pistoletów maszynowych, a równocześnie krzyki i jęki rannych. Wzywali pomocy leżący na podwórcu więziennym i wczołgujący się do piwnicy. Niektórzy okrwawionymi rękami podtrzymywali wysuwające się jelita. Oprócz zrobienia miejsc leżących, żadnej pomocy rannym udzielić nie mogliśmy. Oprócz zawszonej bielizny, nikt z nas nie posiadał nic takiego co nadawało by się do opatrunku.
Trudno określić jak długo siedzieliśmy w piwnicy, zobojętniali na wszystko. O świcie, niektórzy zaczęli skradać się do wyjścia z piwnicy, skąd do wpółotwartej bramy więziennej. Na ulicach były już czołgi radzieckie, było wielu żołnierzy radzieckich i polskich. Byliśmy więc wolni, ale chorzy, wynędzniali, bezsilni, zawszeni.
Tego dnia zostaliśmy otoczeni opieką mieszkańców Wejherowa.

Wyzwalanie więźniów KL Stutthof Wyzwalanie więźniów KL Stutthof

(fragment relacji Henryka Tempczyka, AMS, Relacje i wspomnienia, T. I)