Wielce Szanowna Pani! Dziękuję serdecznie za otrzymany list, za życzenia tak gorące od Wszystkich tak miłe i koleżeńskie, dziękuję w imieniu moim i wszystkich tu Stutthofiaków. Z utęsknieniem oczekujemy tej listy Stutthofiaków ze Szwecji. Sądzę, że wśród Was znajduje się i Pan inż. Waniorek, jeżeli tak to proszę Go, Bolka, jak najserdeczniej ode mnie pozdrowić, niech napisze do mnie, jak z jego zdrowiem. Sądzę, że razem z rewirem przybył tam i dr Wolański i dr Łuczak, proszę i Tych gorąco pozdrowić. Wszystkim życzymy jak najszybszego powrotu do zdrowia i sił i szczęśliwego powrotu do ukochanej Ojczyzny. Dla wielu nie ma jeszcze możliwości powrotu i to z różnych przyczyn; primo trudności- transportowe, secundo – warunki polityczne. Według zapewnień tutejszych oficerów łącznikowych wyjazd ma dopiero nastąpić z Danii na wiosnę. Wierzę jednak, że nadejdzie ten czas, a wszyscy staniemy na ziemi rodzinnej, wrócimy do rodzin, do naszych chat. I u nas jest wielka gorączka na powrót do kraju. 25 kolegów poszło pieszo na tę wędrówkę, lecz zostali na granicy duńsko-niemieckiej zatrzymani i umieszczeni w lagrze. Na terenach okupacyjnych nie ma swobody ruchów. Do Danii dostaliśmy się dzięki tylko Opatrzności Bożej. Straszne były koleje naszej wędrówki morskiej. 600 osób w małej barce, konało wielu z braku powietrza, przez zgniecenie, morska choroba wykańczała wielu. Na Helu, gdzie nas wyładowano nie wiadomo po co, wśród ciągłych nalotów bolszewickich traciliśmy również ludzi, no i straszny głód dobijał, bo prócz tej porcji chleba i margaryny, którą nam wydano w Stutthofie nie otrzymaliśmy nic więcej. A sama podróż trwała dwa prawie tygodnie. Z Helu przy strasznym bombardowaniu (godz. 5-ta) wywożono nas znów w morze. Po kilku dniowej wędrówce na morzu najechała nasza barka na kamienie podwodne… Marynarka wojenna zabrała nas na ląd, na Rugię. Przyjąć nas tu nie chciano. Wielu uciekło na wyspę. 3-go maja wieźli nas na innej uszkodzonej barce dalej. 5-go maja komendant barki meldował dowódcy konwoju, że woda dostaje się do barki i wywiesił czerwona chorągiew. Po długich dyskusjach zgodził się dowódca na przybycie do lądu. Przyholowano nas do najbliższej wyspy duńskiej – Møn – 5-go maja. A to był pierwszy dzień jej wyzwolenia. Toteż naszych gestapowców i policje aresztowano i rozbrojono, z nami się serdecznie zaopiekowano i opiekują się nadal. Szanowana Pani! Gdy będzie Pani w kraju to prosiłbym o pozdrowienie Panny Urszuli Klunder. No i o ile to byłoby możliwe, o pozdrowienie mej Matuli i siostrzyczki, które również mieszkają w Bydgoszczy przy ul. Grudziądzkiej 13/6 i podania im, że ich list otrzymałam, że jadę dalej do naszej armii w Niemczech, no i że dopiero z nią wrócę do kraju, a jeżeli to będzie niemożliwe, to postaram się o sprowadzenie ich za granicę, bo dla nich tylko żyję, prócz służbie Ojczyźnie, i że będę poszukiwał Ojczyma mego, o którym nie mam również żadnych wiadomości, a w styczniu został ze Stutthofu wyprowadzony w transporcie. Nazwisko mej Matki z drugiego męża Taszarska Paulina. Proszę gorąco o zachowanie tego jednak tylko dla Siebie i mej Matuli. Piszę o tym Pani, bo wiem, że piszę do dobrej Polki. Jako Inspektor Armii Krajowej nie mogę wracać. Łączę serdeczne pozdrowienia dla Pani i Wszystkich ode mnie i od wszystkich.
(dd)
(opracowano na podstawie materiałów znajdujących się w Archiwum Muzeum Stutthof)