Szczególnie ulubioną „zabawą”, stosowaną przez strażników na terenie lotniska, było psychiczne znęcanie się nad więźniarkami. Z wycelowaną w przerażone kobiety bronią spędzali je nad głęboki rów, jakby gotowi wszystkie rozstrzelać. Ubawieni ich strachem i paniką, śmiejąc się przeganiali je z powrotem do baraków.
24 stycznia 1945r. stan osobowy podobozu wynosił 800 więźniarek. 13 lutego 1945r. rozpoczęto ewakuację 289 Żydówek z podobozu w Rusocinie i 800 z podobozu w Pruszczu Gdańskim. Jeszcze w ostatnich dniach przed wyruszeniem na trasę ewakuacji więźniarki podobozu w Pruszczu pracowały na terenie lotniska wojskowego przy odśnieżaniu pasów startowych dla samolotów. Jeszcze w dnia 27-28 stycznia przebywały one w podobozie, w którym zatrzymywały się na noclegi poszczególne kolumny więźniów, ewakuowanych w dniach 25 i 26 stycznia z obozu centralnego.
Jedną z uratowanych więźniarek podobozu w Pruszczu była Helen Lewis. Podaje ona, że więźniarki wyszły na trasę marszu pełne optymizmu, zwłaszcza, że na drogę otrzymały po bochenku chleba każda. Jednak był to ostatni chleb, jaki widziały przez następne kilka tygodni. Podczas marszu przez wsie liczyły na życzliwość ich mieszkańców, mając nadzieję na otrzymanie zupy lub mleka.
Po dwóch tygodniach marszu kolumna więźniarek zatrzymała się na dłuższy postój, trwający trzy tygodnie. Umieszczone w stodole, brudne, zawszone i głodne, gdyż ich jedyne pożywienie stanowiła bardzo rozcieńczona zupa, wiele z nich zachorowało na dyzenterię. Tam też esesmani podpalili zwłoki zamordowanych bagnetami więźniarek. Po tym wydarzeniu resztę kobiet pognano w dalszą trasę.
Podczas krótkiego postoju kolumny H. Lewis skorzystała z sytuacji i ukryła się w pełnym śniegu rowie, za którym znajdowało się gospodarstwo. Kiedy jednak weszła do środka mieszkania, okazało się, że znajdowali się tam niemieccy żołnierze. Mimo rozpoznania jej jako więźniarki, udzielili jej schronienia na noc, dając ciepłą zupę i chleb. Następnego dnia rano po opuszczeniu tego domu dotarła do następnego, w którym przyjęli ją polscy gospodarze: ”Był to przestronny dom mieszkalny, należący do polskiego gospodarza i jego rodziny. Oni byli przyjaźnie nastawieni, przywitali mnie i nie zadawali pytań. I mimo, że ja mówiłam po czesku, a oni po polsku, bardzo dobrze rozumieliśmy się, ponieważ wszyscy myśleliśmy o tym samym: >czekamy na oswobodzicieli, oni wkrótce tutaj będą<. Usiadłam blisko pieca obok starego dziadka i po raz pierwszy poczułam się bezpieczna...”. Jednak i tutaj odnaleźli ją SS-mani, zauważywszy przez okno i popędzili do kolumny. Kolejny raz H. Lewis uciekła z trasy, a schronienia udzieliła jej pewna kobieta. Tam też doczekała się wkroczenia wojsk radzieckich 11 marca 1945r. Po kilku dniach, chora, dostała się do szpitala w Lęborku.
Do opuszczonego podobozu KL Stutthof w Pruszczu Gdańskim, traktowanego odtąd jako tymczasowy obóz ewakuacyjny, przybywały pod koniec lutego i na początku marca 1945 r. kolumny więźniarek ewakuowanych z komand podobozu OT Elbing. Podobóz ten wraz z nielicznymi pozostawionymi w nim więźniarkami, został wyzwolony 23 marca 1945r.
(dd)
(opracowano na podstawie D. Drywa, Zagłada Żydów w KL Stutthof (1939-1945), Gdańsk 2001; H. Lewis, A Time to Speak, Belfast 1992)