Aussenarbeitslager Praust bei Danzig (podobóz KL Stutthof w Pruszczu Gdańskim)

Plan podobozu KL Stutthof w Pruszczu.(wykonany w 1951 r. przez mieszkańca Pruszcza Gdańskiego, Bernarda Pasternaka)

Rozkazem specjalnym z dnia 3 lipca 1944r. komendant KL Stutthof, Paul Werner Hoppe, powołał podobóz w Pruszczu Gdańskim (Aussenarbeitslager Praust bei Danzig, Lager Kochstedt). Obóz powstał na terenie lotniska wojskowego, a swoją działalność miał rozpocząć z dniem 7 lipca 1944r. Komendantem tego podobozu został SS-Hauptscharführer Otto Willi Berger z Kommandanturstab KL Stutthof. Początkowo skierowano do niego 500 kobiet. Były to Żydówki węgierskie pochodzące z pierwszego transportu z KL Auschwitz, osadzone w KL Stutthof 29 czerwca. Miały zająć się pracami budowlanymi i porządkowymi na terenie lotniska.
Już 25 lipca 1944r. 40 więźniarek odesłano do KL Stutthof. W ich miejsce tego samego dnia odesłano do Pruszcza tę samą liczbę kobiet. Dalszych 300 Żydówek przesłano do tego podobozu 6 sierpnia 1944r.
Wśród przybyłych do podobozu w Pruszczu w ostatniej grupie znajdowały się Żydówki pochodzące z Czechosłowacji, Niemiec i Austrii, początkowo przebywające w Theresienstadt, a następnie w obozie familijnym w Birkenau.
Rozkaz komendanta KL Stutthof, powołujący podobóz w Pruszczu
Każdy dzień pracy więźniarek rozpoczynał się o godzinie 5 rano krzykiem i poganianiem przez blokowe. Już po pięciu minutach musiały stać ubrane przed barakiem, a po porannym apelu, trwającym czasami 15 minut, czasami godzinę, otrzymywały śniadanie. Składała się na nie tylko gorąca woda przypominająca kawę i kawałek chleba, jeżeli udało się więźniarkom zachować go z poprzedniego popołudnia. Po kilku minutach ustawiano je w komanda i wyprowadzano do pracy, która polegała na wyrównywaniu piaszczystego, pagórkowatego terenu.
Warunki pracy, jak podkreślają same więźniarki, w bardzo dużym stopniu zależały od przydzielonych im do pilnowania strażników: „Po śniadaniu, które trwało kilka minut, ustawiali nas ponownie w komanda. To był zawsze moment wielkiego zaniepokojenia, ponieważ dowiadywałyśmy się, który ze strażników tego dnia będzie nas pilnował. To pozwalało rozróżniać nam dobre i złe dni i kiedy nasze życie było zagrożone. W dobre dni strażnik pozostawiał nas same tak długo, aż przeniosłyśmy wyznaczony dzienny przydział. Mogłyśmy rozmawiać, a czasami przystanąć i oprzeć się na łopacie. Strażnik sam rozmawiał z cywilnymi robotnikami, palił papierosy lub przeglądał gazetę i udawał, że nie widzi, jeśli któraś z nas zgarniała z pola obok rzepę. Inny strażnik był fanatykiem pracy. Ambicją jego było uzyskanie możliwie najlepszego wyniku z naszej pracy, tak, że nie pozwalał nam ani na chwilę wytchnienia. Pod koniec dnia wracałyśmy wykończone do obozu. Wśród nich byli sadyści, którzy nie interesowali się pracą, a ich uwaga skierowana była na zadawanie nam udręki. Ulubioną ich sztuczką było przemykanie się chyłkiem za nami, by następnie wymyślać złośliwości podczas odliczania naszych numerów”.
Wykaz 40 Żydówek skierowanych 25 lipca 1944 r. do podobozu w Pruszczu

Szczególnie ulubioną „zabawą”, stosowaną przez strażników na terenie lotniska, było psychiczne znęcanie się nad więźniarkami. Z wycelowaną w przerażone kobiety bronią spędzali je nad głęboki rów, jakby gotowi wszystkie rozstrzelać. Ubawieni ich strachem i paniką, śmiejąc się przeganiali je z powrotem do baraków.
24 stycznia 1945r. stan osobowy podobozu wynosił 800 więźniarek. 13 lutego 1945r. rozpoczęto ewakuację 289 Żydówek z podobozu w Rusocinie i 800 z podobozu w Pruszczu Gdańskim. Jeszcze w ostatnich dniach przed wyruszeniem na trasę ewakuacji więźniarki podobozu w Pruszczu pracowały na terenie lotniska wojskowego przy odśnieżaniu pasów startowych dla samolotów. Jeszcze w dnia 27-28 stycznia przebywały one w podobozie, w którym zatrzymywały się na noclegi poszczególne kolumny więźniów, ewakuowanych w dniach 25 i 26 stycznia z obozu centralnego.

Wykaz 40 więźniarek odesłanych 26 lipca 1944 r. z podobozu w Pruszczu do KL Stutthof
Jedną z uratowanych więźniarek podobozu w Pruszczu była Helen Lewis. Podaje ona, że więźniarki wyszły na trasę marszu pełne optymizmu, zwłaszcza, że na drogę otrzymały po bochenku chleba każda. Jednak był to ostatni chleb, jaki widziały przez następne kilka tygodni. Podczas marszu przez wsie liczyły na życzliwość ich mieszkańców, mając nadzieję na otrzymanie zupy lub mleka.
Po dwóch tygodniach marszu kolumna więźniarek zatrzymała się na dłuższy postój, trwający trzy tygodnie. Umieszczone w stodole, brudne, zawszone i głodne, gdyż ich jedyne pożywienie stanowiła bardzo rozcieńczona zupa, wiele z nich zachorowało na dyzenterię. Tam też esesmani podpalili zwłoki zamordowanych bagnetami więźniarek. Po tym wydarzeniu resztę kobiet pognano w dalszą trasę.
Podczas krótkiego postoju kolumny H. Lewis skorzystała z sytuacji i ukryła się w pełnym śniegu rowie, za którym znajdowało się gospodarstwo. Kiedy jednak weszła do środka mieszkania, okazało się, że znajdowali się tam niemieccy żołnierze. Mimo rozpoznania jej jako więźniarki, udzielili jej schronienia na noc, dając ciepłą zupę i chleb. Następnego dnia rano po opuszczeniu tego domu dotarła do następnego, w którym przyjęli ją polscy gospodarze: ”Był to przestronny dom mieszkalny, należący do polskiego gospodarza i jego rodziny. Oni byli przyjaźnie nastawieni, przywitali mnie i nie zadawali pytań. I mimo, że ja mówiłam po czesku, a oni po polsku, bardzo dobrze rozumieliśmy się, ponieważ wszyscy myśleliśmy o tym samym: >czekamy na oswobodzicieli, oni wkrótce tutaj będą<. Usiadłam blisko pieca obok starego dziadka i po raz pierwszy poczułam się bezpieczna...”. Jednak i tutaj odnaleźli ją SS-mani, zauważywszy przez okno i popędzili do kolumny. Kolejny raz H. Lewis uciekła z trasy, a schronienia udzieliła jej pewna kobieta. Tam też doczekała się wkroczenia wojsk radzieckich 11 marca 1945r. Po kilku dniach, chora, dostała się do szpitala w Lęborku.
Odręczna notatka kierownika Effektenkammer (magazynu odzieżowego) z wykazem rzeczy wysłanych z KL Stutthof do podobozu w PruszczuDo opuszczonego podobozu KL Stutthof w Pruszczu Gdańskim, traktowanego odtąd jako tymczasowy obóz ewakuacyjny, przybywały pod koniec lutego i na początku marca 1945 r. kolumny więźniarek ewakuowanych z komand podobozu OT Elbing. Podobóz ten wraz z nielicznymi pozostawionymi w nim więźniarkami, został wyzwolony 23 marca 1945r.

(dd)

(opracowano na podstawie D. Drywa, Zagłada Żydów w KL Stutthof (1939-1945), Gdańsk 2001; H. Lewis, A Time to Speak, Belfast 1992)