Jednak większość osadzanych do tej pory więźniów przybywała do obozu bądź to z placówek policji, bądź z innych obozów koncentracyjnych, stąd ilość posiadanych przez nich rzeczy osobistych nie wzbudzała takich emocji, jak późniejszy dobytek więźniów żydowskich. Już na samym wstępie, po zapędzeniu nowoprzybyłych więźniów do łaźni, odbierano im to co mieli na sobie: czapki, palta, garnitury, bieliznę, buty, biżuterię, zegarki, pieniądze, wieczne pióra i inne wartościowe rzeczy, które pakowano i starannie zapisywano, a następnie przekazywano do magazynu rzeczy odbieranych więźniom (Effektenkammer). Chociaż więźniowie podpisywali wykaz zdanych rzeczy, jednak wiele z drogocennych przedmiotów ginęło w drodze do magazynu. Żywność i tytoń przywłaszczali sobie więźniowie z komanda roboczego, drobne rzeczy, jak portfele, fajki, papierośnice zapalniczki itp., trafiały do magazynu SS.
Grabież mienia, jakie przywozili ze sobą więźniowie do obozu koncentracyjnego była ważnym elementem w gospodarce III Rzeszy. Wydane zostały zarządzenia, na podstawie których obozy koncentracyjne miały obowiązek przekazywania zarządowi obozów koncentracyjnych w WVHA dewizy, kosztowności, zegarki, papiery wartościowe spośród tzw. spuścizny po zmarłych więźniach, skąd dalej przekazywano je do Banku Rzeszy. Posiadane przez więźniów drogocenne przedmioty ze złota i srebra, w tym również złote zęby, stanowiły dla obozu stałe źródło dochodu, z którego musiano się rozliczać z Urzędem SS-WVHA. Zgodnie z zarządzeniem Himmlera z sierpnia 1942 r. WVHA przejęło ogólny zarząd nad całym ruchomym majątkiem żydowskim, który gromadziły obozy koncentracyjne.
Zwykłe zegarki po więźniach miano rozkaz przekazywać do obozu koncentracyjnego Sachsenhausen, gdzie znajdował się wielki warsztat zegarmistrzowski. W warsztacie tym założonym przez szefa Wydziału DII SS-WVHA, Maurera, więźniowie sortowali i naprawiali zegarki, które przekazywano frontowym oddziałom SS i armii. W 1943 r. także z KL Stutthof odsyłano do KL Sachsenhausen kilkuosobowe transporty więźniów o rzadkich, precyzyjnych zawodach, w tym właśnie zegarmistrzów, ale też szlifierzy-optyków, mechaników precyzyjnych, które to zawody były pod specjalną „ochroną” Wydziału DII.
Proceder zagrabiania mienia więźniów w pełni rozwinął się w II połowie 1944 r. Po przybyciu do obozu więźniów obowiązywał zawsze ten sam schemat przyjęcia, o czym wspomina Żydówka z wileńskiego getta Miriam Ejszyszok: Kiedy grupa nasza przekroczyła bramę obozową, natychmiast podeszło kilku Niemców z koszami. Rozkazali, by wszyscy wrzucali do nich posiadane kosztowności: pierścionki, zegarki i pieniądze. Większość oddawała wszystko co miała przy sobie. Ale byli i tacy, którzy próbowali szybko zakopać w ziemi żądane przedmioty. Niektórym się udało.
W poszukiwaniu drogocennych przedmiotów rozkrawano przywieziony przez nich chleb i rewidowano odzież, prując każdy szew i każdą zakładkę w palcie. Często więźniarki, które podczas odpruwania z ubrań sześcioramiennych gwiazd znajdowały pieniądze i dowody osobiste, wrzucały je do ognia, a kosztowności do kanalizacji, nie chcąc w ten sposób dopuścić do oddania tych przedmiotów w ręce esesmanów. Rozrywano obuwie i napotykano na kosztowności nawet w mydle, które często w sposób nielegalny trafiało do więźniów.
Dla więźniów, którzy przywłaszczali sobie zrabowane rzeczy, nie miały one wartości same w sobie, lecz okazywały się pomocne przy zdobywaniu dodatkowego pożywienia, czy konieczności przekupienia więźniów funkcyjnych.
Często sami Żydzi nie chcąc, żeby wszystkie odebrane im rzeczy trafiły do esesmanów, podrzucali kosztowności więźniom w przywiezionej ze sobą żywności. Zdarzało się, że w konserwie, którą otrzymał nieświadomy niczego więzień, było podwójne dno z ukrytym złotem, zegarkiem, czy pierścionkiem z brylantem.
Nie pomogło też zakopywanie przywiezionych przez Żydów drobnych kosztowności w piasku na placu, na którym przebywali. W celu odnajdywania zakopanego dobytku stworzono specjalne komando złożone ze 100 ludzi, którzy metr po metrze pod czujnym okiem esesmanów przeczesywali plac. Wykryte przez siebie przedmioty oddawali do obozowego skarbca lub, co częściej się zdarzało, osobiście do rąk wcześniej umówionych esesmanów.
W poszukiwaniu złota nie cofano się przed żadnymi trudnościami, więźniów zmuszano do przesiewania nieczystości z kanalizacji obozowej, a i sami esesmani brali udział w sytuacjach wzbudzających sensację wśród więźniów, co wspomina Sonia Anwajer: Koło łaźni znajdował się niewielki ustęp, z którego korzystali więźniowie podczas kąpieli. Jesienią, kiedy zaczęły przychodzić bardzo duże transporty, administracja obozowa kazała wykopać obok łaźni ściekowe rowy. Były już napełnione, kiedy byliśmy świadkami dziwnej sceny: przez nasz blok przemaszerowała grupa oficerów esesmanów ubranych w kombinezony. Nogawki spodni były wpuszczone w gumowe buty. Nigdy przedtem esesmani w takim stroju nie pokazywali się. Kiedy podeszli do rowów, porozmawiali o czymś i potem skoczyli do nich. Zawartość rowów dochodziła im do piersi. Nasze kierownictwo poszukiwało czegoś rękami. Chwilami nawet chowali się z głowami. Okazało się, że wśród esesmanów rozeszła się pogłoska, jakoby Żydzi wrzucali do rowów przed kąpielą przywiezione z sobą drogocenności. Straszny smród rozszedł się w obozie. Chowając się w barakach więźniowie chichotali. Oto dokąd zaprowadziła faszystów chciwość.
Część z tych zrabowanych rzeczy trafiała później na tzw. „Perski Jarmark” zorganizowany przez więźniów na Nowym Obozie. Handlowano wszystkim, co zdołano uchronić spod rąk esesmanów. Na obozowym targu pojawiło się złoto, zegarki, pierścionki, bielizna osobista, a także produkty żywnościowe, jak chleb, margaryna, kiełbasa. Handlowano też tymi produktami po za obozem. Możliwość ku temu mieli więźniowie pracujący w komandach zewnętrznych w pobliskiej Stegnie lub Sztutowie. Za złoto, czy dolary można było dostać od robotników cywilnych np. spirytus, który z kolei w obozie wymieniano na inne produkty. Nie odstraszały handlujących obławy policji obozowej, gdyż posiadając wartościowe przedmioty przekupywali nimi swoich prześladowców.
Dokładnym rewizjom poddawano również zwłoki po każdej akcji gazowania, sprawdzając, czy wcześniej nie przeoczono u więźniów złotego uzębienia lub innych wartościowych przedmiotów. Także do meldunków o zmarłych więźniach, przesyłanych do komendantury KL Stutthof z podobozów pracy, dołączano informacje o usunięciu złotych mostków i koronek, jeżeli któryś z nich takie posiadał, zaznaczając że wykonał to więzień-lekarz w obecności esesmana. Wszystkie odnalezione przedmioty miano rozkaz przekazywać do obozowego Geldverwaltung.
W zbiorach Muzeum Stutthof znajdują się drobne przedmioty, jak fragmenty broszek, medaliki, przedmioty osobistego użytku, złote protezy, monety pochodzące z różnych krajów, znalezione na terenie muzeum podczas prowadzenia prac remontowych, pochodzące od byłych więźniów.