Numerem 19405 został oznaczony w KL Stutthof Józef Kaus, który w obozie został osadzony 9 lutego 1943 r. Był on też jednym z uratowanych 3 maja 1945 r. z tragicznego rejsu więźniów ewakuowanych z obozu 25 i 27 kwietnia 1945 r. barkami rzecznymi do Niemiec. Dla kilku tysięcy więźniów obozów koncentracyjnych – Neuengamme, i Stutthof, ostatnie dni wojny okazały się najtragiczniejsze w ich życiu - obok żołnierzy walczących po obu stronach frontów, ginęli w przeddzień wyzwolenia, jak opisuje relacja Józefa Kausa:
2 maja 1945 roku barka przypłynęła około 30 metrów od brzegu w miejscowości położonej 15 km od portu Neustadt w Meklemburgii. Przy podejściu do brzegu barka osiadła na mieliźnie. W stanie zupełnego wycieńczenia po ośmiu dniach pobytu na morzu wszyscy pragnęli już jak najwcześniejszego uwolnienia się od tego makabrycznego rejsu śmierci. Godzina długo oczekiwanej wolności zbliżała się i iskierka nadziei na uwolnienie i zejście na ląd rosła z godziny na godzinę. Kolegium więźniów wybrane z przedstawicieli różnych narodowości, które czuwało nad porządkiem i bezpieczeństwem życia współtowarzyszy niedoli postanowiło przerwać rejs, oraz wysadzić więźniów na ląd. […] Od godziny mniej więcej czwartej prze¬transportowano do godziny ósmej około 80 więźniów. W tej liczbie zostałem również ulokowany na plaży. Z radości ocalenia całowaliśmy ziemię i staraliśmy się utrzymać na lądzie ład i porządek. […] W chwili, gdy kontynuowano przewóz łódką pozostałych więźniów, a na plaży czekali wszyscy na zwolnienie z przyległego do plaży lasku słychać było strzały z pistoletów, wkrótce w gonitwie ze więźniami, którzy poszli organizować żywność ukazało się trzech esesmanów holownika, którzy konwojowali barki. Rozległy się krzyki i bez pardonu strzelano do kolegów, którzy im byli najbliżsi. Gdy stanęli na plaży w miejscu, gdzie przewiezieni zostaliśmy na ląd, rozwścieczeni esesmani krzykiem i strzelaniem kazali nam wrócić na barkę. Ponownie ogarnął nas wielki lęk i strach, gdyż wrócić na barkę znaczyło skoczyć do wody i tonąć. Przepłynięcie do miejsca gdzie stała barka było dla nas schorowanych niemożliwe i nie do wykonania, ponieważ każdy ledwo trzymał się na nogach. Jednocześnie nadeszli oficerowie niemieccy Marynarki Wojennej, którzy chcieli się nami zająć i w naszej obronie krytykowali to posunięcie esesmanów. Zaczęła się między nimi kłótnia, po której wyżsi oficerowie przekonali esesmanów, że dalszy transport morzem do Flensburga z powodu przecieku barki jest niemożliwy. Dlatego też kazali esesmanom by reszta więźniów z barki natychmiast zeszła i była gotowa razem z nami do marszu. Ponieważ [esesmani] uważali, że sprowadzenie więźniów z barki potrwa za długo, sami udali się łódką i na siłę rozpoczęli biciem, strzelaniem spychać pozostałych kolegów do wody. To, co się działo na barce jest trudno opisać - masakra. Widziałem jak zepchnięci koledzy chwytali się za burtę po zewnętrznej stronie barki, a esesmani kolbą pepeszy roztrzaskali więźniom głowy, rozbijali palce. Tym, którzy na pokładzie ratowali się kopnięciem zepchnięto do wody. Więźniów, którzy ukryli się w ładowni barki rozstrzelano. Byłem na lądzie oddalony od tego miejsca około 200-220 metrów i słyszałem prośby i błagania więźniów o ratunek
Nas ustawiono grupami narodowościowymi i pędzono nas przyśpieszonym krokiem, przy czym esesmani zapowiedzieli, że jeżeli ktoś nie podąży zostanie rozstrzelany. […] Później około godz. 12:00 wprowadzono nas do portu celem zaokrętowania na m/s „Athen” do Flensburga. […]W tam czasie trwały naloty angielskich i amerykańskich bombowców, które pod osłoną myśliwców bombardowały przede wszystkim statki. […]. Po alarmie znowu popędzono nas na statek i załadunek odbywał się chaotycznie i dosyć powoli z powodu strachu przed nalotami, które powtarzały się co 10 minut. To wszystko sprzyjało nam - więźniom. Podczas jednego z nalotów spadła bomba na rufową część statku „Athen” trafiając w flagę statku. […] naloty trwały również na statki stojące na redzie portu Neustadt, gdzie stały zakotwiczone statki „Cap Arcona”, oraz „Thilbeck”, załadowane poprzedniego dnia więźniami i Wehrmachtem. W czasie dalszego bombardowania zostały obydwa statki trafione i powstał na nich pożar. Później okazało się, że trafienie było w skutkach tragiczne. W męce i największych cierpieniach zginęło w ogniu i zatonęło na redzie w Neustadt blisko wioski Niendorf około 11 tysięcy więźniów ze statku „Cap Arcona”, oraz 6 tysięcy ze statku „Thilbeck”.
W czasie trwania nalotów na obiekty portu Neustadt działała również artyleria znajdująca się blisko Neustadt i około godziny 14:00 trafiony został statek „Athen”, na który ładowano nas w dalszym ciągu. […] Pocisk zranił i zabił również więźniów znajdujących się już w ładowni statku „Athen”. Nie mogę podać dalszych szcze¬gółowych losów tych kolegów, ponieważ powstał straszny popłoch i kto mógł ratował się ucieczką. Skorzystałem i ja z tej okazji i gdy przeszedłem wydmy plaży […] natrafiłem na tzw. Postenkette [posterunki] esesmanów, którzy nastawili pistolety i zamierzali strzelać. Wśród tej strzelaniny zboczyłem z drogi i dostałem się na główną szosę prowadzącą z Neustadt do Lubeki, gdzie było już zgromadzonych kilkudziesięciu więźniów pilnowanych przez esesmanów. W czasie, kiedy staliśmy na szosie dochodziły do nas wiadomości, że kilkadziesiąt więźniów z palących się statków z redy popłynęło do brzegu i w tym czasie dużo z nich zostało poranionych strzałami esesmanów pilnujących dostępu do brzegu. Dokładnego przebiegu i losu tych więźniów nie znam, ponieważ około godziny 15:00 w czasie postoju na szosie nadjechały czołgi angielskie i oswobodziły nas. Miasto zostało zajęte przez wojska angielskie. Miasto było jeszcze pod obstrzałem artylerii angielskiej. Dnia 3-go maja w godzinach popołudniowych udałem się z kolegami za miasto w kierunku Lubeki. Uszliśmy około 2 km. i nie starczyło nam sił, dlatego prze¬nocowaliśmy u gospodarza. Następnego dnia wyruszyliśmy w dalszą drogę do Lubeki. Na szosie nadjechał samochód osobowa z polskimi oficerami, którzy zabrali nas do Oflagu XC w Bad Schwartau koło Lubeki, gdzie zaopiekowano się nami i poddano leczeniu.
(AMS, Relacje i wspomnienia, T.XV)
(dd, wl)